niedziela, 13 lipca 2014

Duch z Bongcheon-Dong

Oryginalne opowiadanie mieszkańca Bongcheon-Dong:

"Była godzina 23:20.
Szłam właśnie z męczącej nocnej sesji w szkole do domu.
Na ulicy nie było nikogo, kto mógłby być uznany za dziwnego.
Zwykle widzę dużo ludzi na ulicach nawet w nocy, ponieważ moje blokowisko jest duże.
W każdym razie, cały czas dziwnie się czułam i byłam przestraszona. Przez cały czas patrzyłam w dół w drodze do domu.
Nagle na chodniku zobaczyłam cień. Popatrzyłam w górę, aby zobaczyć kto to jest.
Zobaczyłam kobietę, która szła przede mną. Ale wyglądała trochę dziwnie...
Mogłabym powiedzieć, że jest okaleczona.
Ona kuśtykała i kulała, co powiedziało mi, że coś jest nie tak.
Przez to, że szła bardzo wolno, w końcu ją dogoniłam.
Byłam bliżej, więc mogłam obejrzeć ją z bliska.
Nosiła brudną, różową piżamę.
Zauważyłam, że wszystkie jej stawy są dziwnie powykrzywiane.
Na dodatek jej włosy były brudne i posklejane na wszystkie strony.
Było to tak dziwne, że się zatrzymałam.
Czułam, że nie powinnam bardziej podchodzić i ominąć ją szerokim łukiem.
Ale wtedy, wtedy zrozumiałam, że jest źle...
Odwróciła się. Jej twarz, tej twarzy już nigdy nie zapomnę...
Zakrwawione źrenice, powyrywane zęby i pocięta warga...
Tak naprawdę cała jej twarz była zakrwawiona, a tam, gdzie nie było strużek krwi, widać było jej trupio bladą skórę, tak, jakby była martwa.
Wiecie, ludzie mówią, że w szoku nie można się poruszyć. To prawda.
Stałam w miejscu, nie mogłam się ruszyć ze strachu.
-GDZIE MOJE DZIECKO?!
Spytała groźnie sepleniąc.
Zmroziło mi mózg, nie wiem o czym myślałam w tym momencie.
W końcu pokazałam palcem jak najdalej tylko mogłam, byle to coś się ode mnie oddaliło.
Oddaliła się w kierunku, który wskazałam.
I nie powinnam już jej nigdy zauważyć... Niestety...
Bojąc się, że mogę na nią znowu trafić, czym prędzej obróciłam się i pobiegłam przed siebie.
O niczym nie myślałam, tylko o tym, żeby pobiec do miejsca, gdzie mogą być ludzie.
Ale w tym momencie, usłyszałam jej krzyk z daleka.
-NIE MA JEJ TAM!!!
Odwróciłam się. Najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam...
Zobaczyłem ją biegnąca jak pies, na czterech kończynach.
W niesamowitej prędkości zdołałam zobaczyć tylko jedną rzecz...
Jej twarz do góry nogami przybliżającą się do mnie w ułamku sekundy.
Od tej pory nic nie pamiętam. Podobno mój sąsiad z bloku zobaczył mnie zakrwawioną na ziemi i zabrał do szpitala. Dopiero potem dowiedziałam się co nieco o niej."
W 2007 roku w Bongcheon-Dong, w Seoulu, 33-letnia kobieta wyskoczyła z okna i zginęła na miejscu.
Wiadomo było, że jej imię to Cho, miała wyraźny powód, by popełnić samobójstwo.
Jej 2-letnia córeczka zmarła na rzadką chorobę, co spowodowało u Cho depresję.
Po wypadku, kilkakrotnie widziano Cho a raczej jej ducha blisko terenu blokowiska.


Historia prawdziwa  zdarzyła się prawdopodobnie w 2009r.

wtorek, 8 lipca 2014

porażenie przysenne

Porażenie przysenne, inaczej paraliż senny- to stan występujący podczas zasypiania lub rzadziej podczas przejścia z fazy snu do czuwania, objawiającym się paraliżem mięśni, a także zachowaniu pełnej świadomości. Osoba doświadczająca paraliżu przysennego ma wrażenie ogarniającej niemocy, nie jest w stanie wykonać żadnych ruchów, mówić ani otworzyć oczu. Zjawisku temu towarzyszą zazwyczaj bardzo nieprzyjemne doznania psychiczne, takie jak wrażenie ogłuszającego dudnienia lub dzwonienia w uszach, bezwładnego spadania, wykręcania ciała, przygniecenia klatki piersiowej lub kończyn. Prawie zawsze towarzyszy mu przyśpieszony rytm serca oraz uczucie strachu. Podczas paraliżu możliwe jest również występowanie różnego rodzaju halucynacji, zarówno wzrokowych jak i dotykowych. Notorycznie powtarzający się paraliż przysenny jest zazwyczaj związany z zespołem chorobowym. Podczas trwania paraliżu osoba nie może otworzyć oczu, jednak symbolizuje się on szybkim ruchem gałek ocznych bez otwierania powiek. Osoba doświadczająca tej przypadłości może uznać, że jest nawiedzana, np. przez demona.

Fakt

Homoseksualny demon

22-letni mężczyzna z Oklahoma City twierdzi, że spotkał demona homoseksualizmu. Zdemolował swoje mieszkanie i podpalił Biblię. Policja otrzymała informację od sąsiadów, że Jeremy Anderson dostał ataku szału.
Gdy przyjechała na miejsce, okazało się, że mieszkanie jest zdemolowane. Anderson był według doniesień wytarzany w soli i mydle. Wybił w domu wszystkie okna, wyłamał drzwi i wyrzucał przez nie przedmioty. Policjanci nie mogli się z nim porozumieć i użyli paralizatora – Jeremy nie został jednak obezwładniony, ale wyrwał ze skóry wbity „pocisk” paralizatora i powiedział, że nie ma to na niego wpływu.

Następnie Anderson prosił policjantów, by odłożyli broń – chciał pokonać ich w walce na pięści. Chwilę później funkcjonariusze zobaczyli dym unoszący się z głębi mieszkania. Okazało się, że mężczyzna „gotował Biblię”, bo – jak wyznał – jest satanistą i spotkał „opętanego homoseksualnego demona”, który kazał mu zrobić te rzeczy i wykonywał na nim czynności seksualne. Został w końcu obezwładniony i przewieziony do szpitala.

Gdy doszedł do siebie potwierdził, że spotkał homoseksualnego demona. Nie mógł uwierzyć, że dopuścił, by demon go dotykał, bo on sam nie jest gejem. Demon miał też rozkazać, by Anderson kupił narkotyki.
Oparte na relacji mężczyzny

poniedziałek, 7 lipca 2014

Obraz płaczącego chłopca

Około 1985 roku uwagę ludzi przykuły tajemnicze pożary, w których większości nie ocalało nic oprócz obrazu płaczącego chłopca. Było ich tak dużo, że uznano to za "Klątwę płaczącego chłopca". Obraz przedstawiał małego płaczącego chłopca, sierotę, którego namalował hiszpański malarz. Niedługo po namalowaniu obrazu dziecko zostało śmiertelnie potrącone przez samochód a pracowania Hiszpana doszczętnie się spaliła. Obraz wzbudził zainteresowanie wielu artystów i zaczął być masowo kopiowany w Wielkiej Brytanii, niestety klątwa spoczywała nie tylko na oryginale, ale również na każdej jego kopii. Panuje przekonanie, że klątwa dosięgnie tylko tego posiadacza obrazu, który będzie wiedział o klątwie spoczywającej na płótnie. Niektórzy twierdza że obrazy są nawiedzane przez ducha namalowanego na nim chłopca sieroty. Osoby które dowiadują się o klątwie, czym prędzej pozbywają się obrazu. Pewien mężczyzna opowiada jak jego dziadek , który żył w Davenport (USA) w latach 80-siatych posiadał kopię obrazu płaczącego chłopca. Mężczyzna ten jako dziecko odwiedzał często swego dziadka, a dom w którym przebywał był zawsze bezpieczny i przytulny. Byłby jeszcze bardziej gdyby nie obraz, który przyprawiał go o dreszcze. Wciąż wydawało mu się że chłopiec z obrazu obserwuje go, gdziekolwiek by się nie poruszył. W 1983 roku, dziadek mężczyzny wyjechał z miasta na jakiś czas, a gdy wrócił zobaczył że jego dom spłonął. Zniszczeniu uległo wszystko, poza albumem ze zdjęciami wnuka i obrazem płaczącego chłopca. Mężczyzna słyszał wiele razy tę historię z ust swojego dziadka, lecz nigdy w nią nie wierzył. Sądził, że dziadek go nabiera i chce nastraszyć, jednak gdy usłyszał tę historię z ust innych ludzi, którzy doświadczyli podobnych zdarzeń, a ich domy spłonęły zaczął się poważnie zastanawiać nad autentycznością tej historii. Jakiś czas potem dowiedział się, że dziadek sprzedał obraz płaczącego chłopca na wyprzedaży staroci, ciekawe czy klątwa dopadnie też nowego właściciela obrazu.
Klątwa

Roswell

Roswell w stanie Nowy Meksyk- 120km na północny zachód od tego miejsca, miało się rozbić UFO. Wydarzenia rozpoczęły się 2 lipca 1947 roku około godziny 22. Dan Wilmot (miejscowy sprzedawca artykułów żelaznych) i jego żona zauważyli jarzący się przedmiot lecący ze sporą prędkością w kierunku północno-zachodnim. Małżeństwo pobiegło do ogrodu, aby obserwować "dwa talerze zwrócone do siebie wnętrzem". Obiekt zniknął po niecałej minucie. Wilmot twierdził, że poruszał się bezszelestnie, jednak jego żona słyszała cichy świszczący dźwięk. Z wyjaśnień mężczyzny mógł przelatywać on na wysokości pięciuset metrów z prędkością sześciuset bądź siedmiuset kilometrów na godzinę. Wielość UFO wynosiła 5-7 metrów, a jego kształt był owalny i przypominał dwa nałożone na siebie spodki.

Rankiem 8 lipca 1947 roku pułkownik William Blanchard, komandor grupy 509, mającej siedzibę w Roswell, podał prasie i stacjom radiowym wiadomość, że odnaleziono wrak latającego dysku.
Wiadomość ta obiegła szybko całą Amerykę i pojawiła się we wszystkich gazetach. Jednak parę godzin później generał Roger Ramey, komandor 8 grupy z lotniska Fort Worth w Texasie, przekazał opinii publicznej kolejną wiadomość. Powiedział on, że Blanchard popełnił ogromną pomyłkę i że ten niezidentyfikowany obiekt to był balon atmosferyczny nowej generacji, a nie żadne UFO.A więc co było prawdą? Prawie na 100% można przyjąć, że wiadomość Blancharda była prawdziwa. Ci, którzy z nim pracowali mówili, że był on solidnym i poważnym człowiekiem i nie przyniósłby wstydu tak elitarnej grupie jaką była 509. Poza tym Ramey przekazując ludziom wiadomość o balonie znajdował się o 400 mil od miejsca katastrofy. Poza tym dzień przed katastrofą, wieczorem, 70 mil od miejsca katastrofy widziano nad stanem Nowy Meksyk przelatujący jasny obiekt w kształcie dysku.
Doniesienia mówiące o tym, że w Roswell w Nowym Meksyku rozbił się statek kosmiczny obcych były prawdziwe. Tak - jak podaje "Fox News" - brzmi oficjalne oświadczenie porucznika Waltera Hauta - świadka wydarzeń z 1947 roku, które obiegły cały świat. 

Historia prawdziwa

niedziela, 6 lipca 2014

Schody

Zdjęcie to zostało wykonane w 1966 roku przez emerytowanego pastora Ralpha Hardy'iego podczas wakacyjnej wizyty w National Maritime Museum w Anglii. Żona mężczyzny zobaczyła w czasopiśmie zdjęcie spiralnych schodów zwanych "Tulip Staircase". Pastror chciał zrobić podobne ujęcie, jednak to z czasopisma zrobione było z góry, gdzie nie można było wchodzić (schody zostały całkiem zamknięte dla zwiedzających). Hardy zrobił więc kilka zdjęć z dołu i po powrocie do domu oddał film do wywołania. Był w szoku, kiedy na jednej z fotografii zobaczył upiorną postać stojącą na schodach, która obiema rękami mocno ściskała poręcz. Jeżeli przyjrzymy się dokładnie, zauważymy, że poręcz ściskają dwie lewe dłonie!
Po tym odkryciu państwo Hardy wysłali negatywy do oficjalnego Angielskiego Klubu Duchów. Ci z kolei do firmy Kodak, by tam zostały przeanalizowane przez wiarygodnych ekspertów. W ich opinii ze zdjęciami wszystko jest w porządku, a jedynym wytłumaczeniem na to, co uchwycił aparat, jest faktyczna obecność kogoś lub czegoś na schodach.
Ciekawostką jest, że to zdjęcie nie jest jedynym paranormalnym zdarzeniem w 400-letniej części Muzeum zwanej Queen's House. Inne upiorne afery to m.in. niewytłumaczalny śpiew chóru dziecięcego, blada kobieta gorączkowo wycierająca krew z dołu schodów(może mieć związek z wypadkiem sprzed 300 lat, kiedy pokojówka została wyrzucona przez najwyższą poręcz), kobieta w biało-szarej sukni wędrująca pomiędzy balkonami, trzaskające drzwi lub turyści dotykani przez niewidzialne palce. 

                                                                                       Historia prawdziwa

Orby

Każdemu z nas zdarzyło się uchwycić okrągłe, białe kółka na zdjęciach. Myśleliśmy, że to wina aparatu, pyłki kurzu, para wodna lub błąd naświetlenia. Mało z nas zdaje sobie sprawę z tego, że być może uchwyciło ducha. Według najpopularniejszych teorii orby, to manifestacja ducha. Pojawieniu się orba towarzyszy niewytłumaczalna zmiana pola elektromagnetycznego. Znajdują się one koło ducha i są one wyrzucane podczas jego próby kontaktu z człowiekiem. Wyjątkowo dużo orbów uchwycono na cmentarzach i miejscach uznawanych za nawiedzone. Prawdopodobnie bardzo dobrze widzą je zwierzęta, zwłaszcza koty. Często przepowiadają tragedię lub śmierć. Inna teoria mówi, że orby to kule energii nieznanego pochodzenia. Obserwują one życie ludzi, ale mają też udział w tworzeniu tajemniczych kręgów w zboży. Mają one odwzorowywać na ziemi teksturę orbów. Badania wykazały, że w okolicach kręgów zbożowych, zwiększa się aktywność orbów. Według niektórych badaczy wykazują one formę inteligencji i chcą nawiązać z nami kontakt.
Zwolennicy kolejnej teorii twierdzą, że są to opiekujące się nami anioły i mają one swój udział w
procesach uzdrawiania. Przyciągają je zgromadzenia o charakterze duchownym czy medytacyjnym. Nie każda plama na zdjęciu jest duchowną manifestacją. Orby są idealnie okrągłe, bywają bledsze lub bardziej wyraziste. Półprzeźroczyste kule mają czasem w środku ciemną plamkę. Na ich powierzchni można dostrzec coś w rodzaju tekstury, czyli delikatnych linii układających się w symetryczne kształty. Byty te sprawiają wrażenie przestrzenności, przenikają przez materię (np. człowieka, ścianę). Nie są widoczne gołym okiem, widać je tylko przez obiektyw.
Fakty

piątek, 4 lipca 2014

Anneliese Michel

      Anneliese Michel była przykładną katoliczką oraz bardzo wrażliwą empatyczną osobą. Niestety została wybrana jak twierdziła przez Maryję, do zniesienia cierpienia za potępione i zbłąkane dusze, które wkrótce trafiłyby do piekła. Krótko mówiąc została opętana, m.in. przez samego Lucyfera (szatana). Na podstawie jej historii stworzono film, pt. "Egzorcyzmy Emilly Rose". W poranek 1 lipca 1976 roku czarnowłosa dziewczyna została znaleziona martwa w swoim łóżku. Jej ciało było w fatalnym stanie. Strasznie cierpiała o czym świadczyły jej poraniona twarz, powybijane zęby, połamane paznokcie i zmaltretowane ciało. Przed śmiercią została poddana wielu egzorcyzmom przeprowadzanych przez lokalnego księdza, który później został oskarżony o przyczynienie się do jej śmierci. Według sądu uznano księdza i rodziców Emilly winnymi spowodowania nieumyślnie śmierci. Twierdzili, że dziewczyna cierpiała na epilepsję, a oni zdiagnozowali to niewłaściwie jako opętanie. Słowa jakie wypowiadała były w różnych językach, zmienionym głosie i przede wszystkim na nagraniach można było rozpoznać, że naraz nie mówi jedna osoba. Piski oraz odgłosy jakie wydawała nie były ludzkie, oprócz tego nadprzyrodzona siła... to nie mogła być epilepsja. Sąd jednak musiał uznać za przyczynę śmierci coś najbardziej prawdopodobnego. Gdyby dziewczyna nie była opętana, egzorcyzmy by na nią nie podziałały, a tym bardziej nie spowodowałyby wycieńczenia i śmierci.

Historia prawdziwa




Biały Dom




         Biały Dom- siedziba prezydentów, a także mieszkanie duchów, np. Willie’go Lincolna, syna Abrahama Lincolna.  Willie Lincoln zmarł mając 11 lat w 1862 roku, nie był to jednak ostatni raz, gdy zawitał w Białym Domu. Był codziennym gościem podczas seansów spirytystycznych prowadzonych przez jego matkę (tak twierdziła Mary Todd). Jego ojciec- Abraham, również jest częstym gościem w Białym Domu, straszy niemalże wszędzie: w piwnicy, na strychu, w sypialniach na drugim piętrze. Ludzie jednak najbardziej boją się pokoju, w którym mieszkał. Winston Churchill nie chciał w niej spać, po tym jak pewnego pięknego wieczoru, kompletnie nagi, udawał się po kąpieli do łóżka i zobaczył kogoś, kogo zupełnie w tym miejscu się nie spodziewał. Nieżyjącego prezydenta Lincolna. Brytyjski premier przywitał się z duchem, jednak nigdy więcej nie wszedł do tego pomieszczenia.  Mówi się, że duch Abrahama Lincolna pojawia się wtedy, gdy ma wydarzyć się międzynarodowa tragedia.
Oprócz ojca i syna w Białym Domu błąka się również duch Pani Adamsowej- żony prezydenta Johna Adamsa. Była pierwszą prezydencką żoną i tak jej się spodobało to miejsce, że nie opuszcza go do dziś.  Można ją spotkać głównie na drugim piętrze, czyli tam, gdzie mieszkała jej rodzina. Pojawia się też w Sali Wschodniej, czyli pomieszczeniu, w którym rozwieszała pranie, stąd pojawia się tam z koszem ubrań, a także pachnie mydłem.
Jednak to nie wszystkie zjawy, kamerdyner został zaskoczony przez ducha pana Burnsa. Kiedy usłyszał, że ktoś go woła, odwrócił się, a tajemniczy głos powiedział: “Jestem pan Burns”. Dokładnie to samo zdarzyło się za Trumana. Kim on jest? Prawdopodobnie on oddał swoją ziemię pod budowę domu. W ogrodzie różanym można spotkać ducha Dolley Madison, która patrzy na kwiaty, w budynku błąka się duch brytyjskiego żołnierza,  zjawa Andrew Jacksona oraz Anna Surratt- córka morderczyni.  Jej matka brała udział w zamachu na Abrahama Lincolna i została skazana na powieszenie. Duch córki puka w drzwi Białego Domu co roku, 7 lipca i błaga o ułaskawienie matki.
historia prawdziwa
                                                                                            

czwartek, 3 lipca 2014

Hanako-san

Hanako-san, to duch młodej dziewczyny nawiedzającej toalety w Japonii. W ostatnich latach stała się najsławniejszym duchem w kraju. Czę­sto można ją spo­tkać w trze­ciej kabi­nie, w łazience na trze­cim pię­trze, zazwy­czaj w dam­skiej toa­le­cie, ale nie jest to regułą. Szcze­góły jej wyglądu róż­nią zależ­nie od szkoły, ale naj­czę­ściej opi­sy­wana jest jako dziew­czyna ubrana w czer­woną spód­nicę obciętą na krótko. Hanako-san zachowuję się różnie, np. stoi nieruchomo koło lustra i czeka aż uczeń ją sprowokuje. Można ją przy­wo­łać puka­jąc w drzwi jej kabiny (naj­czę­ściej trzy razy), wypo­wia­da­jąc jej imię i zada­jąc pyta­nie. Naj­po­pu­lar­niej­szym pyta­niem jest po pro­stu: “Jesteś tam, Hanako-​san?”. Jeśli Hanako-​san rze­czy­wi­ście jest obecna, odpo­wie sła­bym gło­sem: “Tak, jestem.”. Nie­które opo­wie­ści mówią, że jeśli znaj­dzie się ktoś na tyle odważny, aby otwo­rzyć drzwi w tym momen­cie, to zasta­nie tam małą dziew­czynkę w czer­wo­nej spód­nicy i zosta­nie wcią­gnięty do toalety. Duch prawdopodobnie istnieje od lat 50-tych, ale popularny stał się dopiero w latach 80-tych. Jej pochodzenie nie jest do końca znane, jedni mówią iż zniknęła ona podczas bombardowania szkoły, gdy bawiła się w chowanego, inni, że ojciec zabił ją w łazience.
Poja­wiły się już nie­zli­czone wer­sje legendy o Hanako-​san, takie jak:
  • Według legendy z pre­fek­tury Yama­gata, sta­nie ci się coś prze­ra­ża­ją­cego, jeśli Hanako-​san prze­mówi do cie­bie zadzior­nym gło­sem. Inna legenda z tej pre­fek­tury mówi, że Hanako-​san ma trzy metry dłu­go­ści, trzy głowy i jest jasz­czurką, która gło­sem małej dziew­czynki wabi ofiary.
  • W szkole w mie­ście Kuro­sa­wa­jiri, podobno duża, biała dłoń wyła­nia się z dziury w pod­ło­dze w trze­ciej kabi­nie łazienki, jeśli powiesz: “Trze­cia, Hanako-​san”.
  • W pomiesz­cze­niu dla chłop­ców w szkole w Joko­ha­mie zakrwa­wiona dłoń wyła­nia się z toa­lety, jeśli przej­dziesz koło niej trzy razy, wypo­wia­da­jąc w tym samym cza­sie imię Hanako-​san.
  • Mówi się także o grzy­bie Hanako, który zaraża każ­dego, kto zrani się lub zadra­pie na placu zabaw. Infek­cja powo­duje wyra­sta­nie małych grzy­bów z rany.
Prze­waż­nie zjawa jest nie­groźna i można jej łatwo unik­nąć omi­ja­jąc jej kry­jówkę. Jeśli jed­nak kie­dy­kol­wiek będziesz chciał się jej pozbyć, musisz jej poka­zać zali­czony egza­min z mak­sy­malną liczbą punk­tów. Nie­które legendy mówią, że widok dobrych ocen powo­duje, że roz­pływa się w powie­trzu i znika, każda jednak mówi co innego i nie wiadomo, która z nich jest najbliższa prawdy.
Legenda